Lekarstwo na każde cierpienie |
Przyjechałam na te rekolekcje z pewną obawą, czy to ma jakikolwiek sens.Początek był trudny, nie mogłam się skupić, jednak w miarę upływu czasu Bóg zaczął do mnie przemawiać. Myślałam również, że są to rekolekcje powołaniowe, zdziwiłam się więc, kiedy Siostra temu zaprzeczyła.
Wkrótce jednak okazało się, że nie ma to większego znaczenia, ponieważ powołanie można odkrywać wszędzie, o ile człowiek otworzy się na łaskę Boga... Cały ten wyjazd był naprawdę niezwykły. Był to czas wewnętrznego wyciszenia, kiedy można było nasłuchiwać głosu serca. Bardzo pomagały mi psalmy, kiedy modliłyśmy się z brewiarzem, zawsze trafiały w moją obecną sytuację. Bardzo czułam opiekę Boga, ponieważ każdego dnia słyszałam coś, co dawało mi światło na moje życie. Dzięki Słowu Bożemu, które czytałyśmy, Bóg potwierdzał przeczucie, że moim powołaniem jest pójście do zakonu. Cały czas zapewniał mnie, że jest Bogiem wiernym i dla Niego nie ma nic niemożliwego. Czułam Jego obecność w każdej chwili - podczas modlitwy, rozmawiając z drugą osobą... Po jakimś czasie odkryłam, że uwielbiam klęczeć przed Najświętszym Sakramentem, aż rodził się we mnie jakiś dziwny smutek, kiedy musiałam od Niego odejść, np. pójść na obiad czy cokolwiek... Jezus powiedział mi również coś bardzo ważnego, co zapamiętam do końca życia - że każdy dzień w życiu człowieka jest niezwykle ważny i codziennie, w każdej chwili, trzeba nasłuchiwać głosu Boga. Bo - na przykład - gdyby kiedyś dawno temu te wszystkie Siostry nie odpowiedziały na zaproszenie Pana, to nie byłoby tych rekolekcji i nie utwierdziłyby wielu osób w wierze. Albo Papież... przecież nikt go do niczego nie zmuszał. A gdyby nie powiedział kiedyś, dawno temu, "tak", to nasze życie wyglądałoby teraz zupełnie inaczej... Doświadczyłam również mocy dialogu z Bogiem. Dawniej wydawało mi się, że przecież Bóg wie wszystko, więc po co mam Mu cokolwiek mówić. Teraz widzę, że ta rozmowa ma wielką moc, a Pan Bóg naprawdę odpowiada. I zawsze daje lekarstwo na nasze problemy. Usłyszałam tez bardzo ciekawe zdanie od naszego księdza, że to, co my nazywamy problemem, jest po prostu kolejnym zadaniem do wykonania. Ks.Andrzej mówił tez o tym, że trzeba się nauczyć pukać... Tak jak jest w Ewangelii: "Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam"... Nie bójmy sie więc przeciwności i zawsze wołajmy do Pana o pomoc. Na pewno odpowie :) W którymś momencie podczas tego wyjazdu pojawiły się również pewne lęki. Bałam się powrotu do domu, tego zderzenia z rzeczywistością. Wiedziałam, że będzie trudno, dlatego modliłam się, żeby Pan dał mi siłę i mężne serce do niesienia tego Krzyża, który dostałam... Kiedy wróciłam, okazało się, że jest trzy razy gorzej, niż myślałam, że będzie... Ale doświadczam cały czas niesamowitej miłości i pomocy Pana Boga, bo ilekroć chce mi się płakać z niemocy i bezsilności, On zawsze przychodzi, daje pocieszenie, siły... I w takich sytuacjach, kiedy normalnie załamałabym ręce i się poddała, teraz jestem w stanie iść dalej, mimo wszystko.... I dziękować Bogu za ten Krzyż, który mi dał, bo dzięki niemu mogę codziennie dążyć do świętości i zbliżać się do Niego... codziennie dawać świadectwo, że z Nim człowiek nie upadnie... a nawet jeśli (z powodu swoich grzechów), to wstanie... nigdy nie zostanie sam... Bóg jest Miłością, więc jak mógłby zostawić swoje dziecko...?
PS. Lekarstwo na każde cierpienie..."Jezu, ufam Tobie"... :))
liczba odsłon: 4209 | dodano: 2008-03-02 18:10:30
Komentarze