Komentarz do czytań IV niedzieli Wielkiego Postu |
Ten, kto popełnia nieprawość, ucieka od światła, by jego uczynki były niewidoczne. Ja jestem tą osobą, to ja popełniam nieprawość i dźwigam konsekwencje swoich wyborów. Konsekwencje, które wiele razy są cierpieniem i beznadzieją. Kto z nas może o sobie powiedzieć, że bez lęku idzie do Światła? A jednak nad moim lękiem przeważa pragnienie bliskości Boga. On wychodzi temu pragnieniu naprzeciw, posyła Jezusa, który gładzi mój grzech. Spełniać wymagania prawdy, to nie znaczy być nieskazitelnym, ale uznać uczciwie swoją sytuację. I nie chodzi tu, o ekshibicjonizm i wynoszenie na piedestał swojej słabości, ale pokorne uznanie: „ja jestem grzesznikiem, Ty jesteś Zbawicielem”. Dlatego, nie boję się Światła.
Miłosierdzie
Tylko uczciwość w uznaniu swojej sytuacji prowadzi nas do źródła Miłosierdzia. Odnoszę czasem wrażenie, że zapominamy o tej prawdzie. Niewinna osoba nie potrzebuje przecież wybaczenia. Jeśli nie uznajemy naszych grzechów i win, nie potrzebujemy ich odpuszczenia. Zdrowe poczucie winy jest nam jak najbardziej potrzebne, bez niego tracimy poczucie sensu Miłosierdzia. Właściwe poczucie winy ostatecznie prowadzi do głębokiej radości i wyzwolenia. Po pierwsze: „ja nie jestem i nie muszę być niczyim zbawicielem” po drugie: „Jest ktoś, kto mnie i cały świat zbawi, a nie potępi”. Kolejny promień radości, w fioletowej zasłonie Wielkiego Postu.