Marzycielka z Ostendy |
„Niektóre kobiety to pułapki, w które wpadamy i z których już nie chcemy się uwolnić”
„Marzycielka z Ostendy” to tytuł nowej książki Ericka Schmitta, a zarazem tytuł jednego z pięciu opowiadań. Opowiadań o „potędze pamięci, miłości, a może dotyku? (…) Piękno odkryte w słowach, małżeństwo scalone przez śmierć, książka obarczona fatum, a wreszcie pamięć, jedyny strażnik naszych wspomnień. Literatura, która przywraca wiarę w marzenia” – taki bajkowy opis zachęca nas do przeczytania tej książki. I niestety jest to tylko opis.
Książka nie buduje napięcia – niestety. Jej kolejne opowiadania zdają się być śmieszne i nudnawe. Żona zabijająca męża, dla puszek po ciastkach i popełniająca samobójstwo. Starsza pani, która każe się pochować z jedną rękawiczką swojego kochanka. Bez przesady, ale ciekawsze były nawet szkolne lektury.
„Powinniśmy ze sobą rozmawiać” – taki jest morał książki, ale nie dla czytelników, ale dla bohaterów.
Strata czasu zdaje się być o wiele ciekawsza z omiataniem sufitu wzrokiem, niż z tą książką w rękach. „Marzycielka z Ostendy” i odechciewa się marzyć.
Joanna Witych