Z perspektywy dwóch kółek |
W Myśliborzu byliśmy po godzinie 13. Od razu zajechaliśmy na stadion. Wjazd naszej lekko zdyszanej, umorusanej ekipy, przyodzianej w sławetne kamizelki, wywołał poruszenie wśród uczestników, bo przecież nie na co dzień widzi się takich bohaterów, prawda? Po ceremonii otwarcia każdy z nas miał przed oczyma jeden cel: wannę lub łóżko. Umyci i w miarę wypoczęci wreszcie mogliśmy w pełni skorzystać z bogactwa programu Dni Młodych.
W tym czasie każdy z nas znalazł coś dla siebie. Mnie najbardziej w pamięć zapadła Droga Krzyżowa i Celebracja Sakramentu Pokuty, których przesłanie prawdy o Męce, Śmierci, Zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, a przede wszystkim o jego niezmiernej Miłości, było niezwykle mocne (i dlatego trafiające do wielu młodych, poszukujących serc). Poza tym będę wspominać niesamowitą atmosferę – pałających chęcią pomocy wolontariuszy, nowe znajomości zawarte z uczestnikami, pozytywnie zakręconych księży, kleryków, siostry zakonne.
Niestety, Archidiecezjalne Dni Młodych trwały zdecydowanie za krótko! Z bólem serca wyjeżdżaliśmy z Myśliborza w niedzielę rano. Po tej wyprawie, podczas której musieliśmy zmierzyć się z samymi sobą i z własnymi słabościami, każdy z nas zyskał, oprócz czerwonej, jednostronnej opalenizny i dwudniowych zakwasów, cenne doświadczenia.
Na koniec pragnę podziękować: księżom – Robertowi (bezsprzeczny lider peletonu) oraz Wojtkowi („Starszy kierownik imprezy” – ten napis na kamizelce księdza dyrektora raczej nie był przypadkowy ;), ekipie technicznej: tacie księdza Roberta, Asi i Ani za wspieranie nas dwoma, bardziej doskonałymi, a przynajmniej potrzebującymi mniej wysiłku ludzkich mięśni, pojazdami (już sama myśl o stałej obecności samochodu – wybawienia była niezwykle budująca), no i oczywiście podziękowania kieruję do „towarzyszy niedoli”.