Kolejne cztery niedziele Adwentu minęły, to znak, że On jest już blisko. Teraz pozostaje nam już tylko czekać. Pozostały ostatnie machnięcia miotłą, by kurze schować pod dywan, ostatnie przekręcenie rączką maszynki do mielenia maku. Jeszcze tylko kilkanaście może kilkaset pierogów i uszek do ulepienia i jeszcze tylko prezenty.
Zawsze cieszy mnie widok prezentów, choć często wiem, co dostanę (bo zamówienia zostają złożone już, gdzieś pod koniec listopada), to mimo wszystko, cieszy mnie ich widok pod pachnącą, zieloną choinką. Kolorowy papier, wstążki, gwiazdki, kokardki nadają tej nocy magiczną aurę. Mimowolnie wzrok ucieka pod choinkę, gdzie ukryto bajkowe paczuszki.
Nie jest ważny ich rozmiar, ciężar, czy kształt. Te prezenty są częścią Świąt, dajemy je sobie z miłością, czasem z przekorą, ale warto pamiętać, że nawet najmniejszy drobiazg potrafi wzbudzić uśmiech. Właśnie dla tego uśmiechu, każdemu członkowi rodziny zawsze pakuję „coś” drobnego i słodkiego. Nie bądź obojętny wobec drzewka, które tylko czeka, by ukucnąć i pod nim położyć prezent dla Mamy, Taty, rodzeństwa lub dziadków. Wcale nie chodzi o pieniądze, te święta nie wymagają skarbca ze złotem, wymagają jedynie odrobiny wyobraźni i dobrych chęci. Mały prezent może komuś powiedzieć: „przepraszam”, ale może też być symbolem miłości – właśnie dlatego Bóg przychodzi na świat.