Akcja Wampirów Krwi - oddałam swoją krew! |
Panika, lęk i strach – to były moje odczucia, gdy tylko weszłam natychmiast chciałam uciec. Nawet żyły mi się schowały ze strachu przed igłą i już na wstępnych badaniach pielęgniarka musiała znaleźć nową żyłę. Na pytanie czy wszystko w porządku odpowiedziałam, że bardzo podoba mi się architektura sufitu (gdyż właśnie jemu się przyglądałam).
Po wstępnych badaniach miła i w miarę relaksacyjna wizyta w bufecie przy gorącej czekoladzie, a potem właściwe pobranie krwi. Panika – to jedno słowo chyba najlepiej określa samopoczucie z tamtej chwili. Nawet osoba, która pobierała mi krew musiała odczekać chwilę, aż emocje zejdą do normalnego poziomu.
Zaboli Panią samo ukłucie – powiedziała pielęgniarka – a potem to już na prawdę nic nie powinno boleć. Proszę popracować dłonią – dodała, dając mi gumową kuleczkę w kształcie kropli krwi i – aaaałaa… O to rzeczywiście nie boli tak strasznie. Gdyby się coś działo proszę mówić – powiedziała pielęgniarka odwracając się po kubek z sokiem, a potem podajać kolejny dokładnie nadzorowała cały przebieg pobrania.
450 ml – to takie półtorej puszki coli – zażartował mój przyjaciel, gdy kilka dni wcześniej, jeszcze wtedy w panicznym strachu, rozmawiałam z nim przez telefon. Fakt 450 ml woreczek krwi. Ale świadomość, że ten woreczek może uratować komuś życie?! Może nawet mi samej?!
Zapraszam za trzy miesiące z uśmiechem powiedziała pielęgniarka, gdy wstawałam z fotela – pokiwałam głową i przyjdę…
Strach ma tylko wielkie oczy, w rzeczywistości okazuje się wielkim uśmiechem Pracowników stacji krwiodawstwa, ich życzliwością i dobrym słowem. Serdecznie im dziękuję za przygodę, na którą zbierałam się od kilku lat.
Joanna Witych