Skończyły się nareszcie. Tyle hałasu i biegania przez dwa miesiące, by po trzech dniach powiedzieć sobie „dość”. Dość rodziny, dość tego uginającego się stołu pod niedobrym karpiem i kutią. Dość nudnych rozmów z rodzinką widywaną dwa razy do roku. Ucieszeni, mniej lub bardziej z trafionych prezentów, które można odłożyć na półkę. Narodził się Ten, co miał się narodzić. Czasem to i tak mało ważne kim On jest.
Święta, Święta i po Świętach. Już niedługo choinka trafi do pojemnika na śmieci, a bombki do piwnicy. Nic się nie zmieniło, przejedzone, przed telewizorem z „Kevinem…” w domu. Minęły i co? Wracamy do rzeczywistości, trochę wolnego nie zaszkodzi. Pora iść na spacer, na łyżwy, do kina i na pizzę. Nie warto płakać, za rok znowu będzie Wigilia.
Myślisz, że zmarnowałeś ten czas? Myślisz, że kłótnie, nudne i długie rozmowy z rodziną przy stole to standard, który jest zawsze? A zrobiłeś coś, by było inaczej? By to były prawdziwe Święta?
- Nie?
- Ja też nie – nie przejmuj się. „Za rok kolejne” – też sobie tak powtarzam. I też cieszę się, że już minęły.
W Kościele nadal słychać dźwięki kolęd, tylko one stają się prawdziwe i tylko one „czują” Boże Narodzenie. Ale one też się kiedyś skończą…