„A góry nade mną jak niebo, a niebo nade mną jak góry” |
Góry są też jakby bliżej Słowa – sam Pan je wybrał i umiłował jakby szczególnie, by do Niego prowadziły. Góra Synaj, Góra Błogosławieństw, Golgota, Góra Tabor czy góry i doliny z Psalmów. Sam Bóg zaprasza nas w góry, byśmy mogli dotknąć Jego obecności. Byśmy zbliżyli się do Niego. Byśmy odpoczęli – tuż przy Jego sercu.
W drugim tygodniu lutego liczna (ponad pięćdziesięcioosobowa!) grupa (głównie) nowogardzkiej młodzieży pod opieką ks. Marka Gajowieckiego i ks. Marcina Szczodrego oraz ks. Marcina Ferdynusa (+) spędziła wyjątkowe pięć dni w Zakopanem – z Tatrami, śniegiem i Panem Bogiem.
Tydzień (po długiej, acz bardzo radosnej podróży) rozpoczął się w sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej. To świątynia wybudowana przez górali i ofiarowana jako wotum za ocalenie życia Jana Pawła II. Po mszy, prowadzeni zakopiańskim słońcem, wyruszyliśmy pod Wielką Krokwię. Pierwszy dzień – pełen pogody, uśmiechu i frajdy – był doskonałym wprowadzeniem w dni kolejne. Drugiego dnia zeszliśmy w Dolinę Kościeliską. Niesamowite widoki, upiększone błękitem nieba i promieniami słońca odbijającymi się od zaśnieżonych drzew, zapierały dech w piersiach. Wieczorem szliśmy razem z Chrystusem w Drodze Krzyżowej drogą na Olczę. Drewniane stacje i chłód, rozważania i modlitwa doprowadziły nas aż do kaplicy, gdzie pokrzepiające i napelniające nadzieją słowa ks. Marka Gajowieckiego były pięknym zwieńczeniem Drogi, która była na pewno ważnym przystankiem w drodze tegorocznego Wielkiego Postu.
Kolejny dzień to mała pielgrzymka do Matki Bożej Królowej Tatr (jej zwieńczeniem była msza ze Słowem głoszonym przez ks. Marcina Ferdynusa) i cudowne widoki z Gęsiej Szyi. W czwartek podczas spaceru na Morskie Oko zawiodła pogoda, ale tylko ta „zewnętrzna” - pogoda ducha dopisywała jak zwykle. Nie ma się co dziwić – oprócz święta św. Cyryla i Metodego obchodziliśmy w „liturgii serca” Walentynki, co miało swoją kulminację w postaci krótkiego wieczoru poetycko-modlitewnego, podczas którego każdy uczestnik dostał „walentynkę od Pana Boga”. Wieczór zakończył się wspólnym śpiewaniem i świętowaniem – pięcioro uczestników w trakcie wyjazdu obchodziło urodziny lub imieniny.
Czas minął szybko. Nie ma się co dziwić, bo przecież wyjazd to nie tylko chodzenie po górach. To poranne msze, wspólne posiłki, niekończące się gry w mafię, wieczory z prozą ks. Rogowskiego przygotowane przez ks. Marcina Szczodrego, a przede wszystkim – nieustanne spotkania. Z drugim człowiekiem, czasem tak innym, a tak bliskim; z przyrodą, z majestatem gór...; a przede wszystkim – z Panem Bogiem. Bo to przecież Jego spotykaliśmy w koledze z pokoju, w uśmiechu pani spotkanej na szlaku, w ciszy monotonnego marszu i w śpiewie – w ludziach i w samotności. Bo góry zbliżają do Pana. A my – wciąż w drodze. Z gór w doliny zeszliśmy, by dalej maszerować przez Wielki Post, aż na Golgotę. Ale z nadzieją, bo wiemy, że nad szlakiem kiedyś zajaśnieje słońca, nawet po najgęstszej mgle. Słońce nowego życia.
Wojciech Koladyński